Oskar miał dwadzieścia dwa lata i
był na trzecim roku prawa, kiedy został wampirem.
Nie, nie chodzi o wampira
sesyjnego, który jest wiecznie blady, niewyspany, i wlewa w siebie hektolitry kawy
instant zalanej red bullem. Został dosłownym krwiopijcą. Przypadkiem, bo
większość rzeczy w jego życiu to nieszczęśliwe wypadki. Jego studia, jego kot,
jego – no właśnie – kły.
Na szczęście większość typowych
cech nieumarłego można było łatwo wytłumaczyć studenckim trybem życia, pomocne
było też to, że już wcześniej pracował na nocne zmiany w Starbucksie czynnym
całą dobę – niech Cthulhu błogosławi wielkie miasta. No i mina ludzi, którzy w
odpowiedzi na swoje Och, prawo…
Nienawidzę prawników, prawdziwi krwiopijcy! dostawali uśmieszek i
zadowolone Taa, wiem coś o tym.
Na pewno oczekujecie mrożącej krew
w żyłach historii o jego przemianie. No… cóż. Zawiedziecie się. Nie było walki
na śmierć i życie, łopoczących peleryn, błysku kłów, nic z tych rzeczy. Oskar
Burzyński, na wpół przytomny po nocnej zmianie, wracał do domu nocnym
tramwajem, kiedy pewien mężczyzna pochylił się do przodu i znienacka dziabnął
go w arterię. Nasz bohater, będący wtedy w stanie pół-śpiączki, nie zauważył
niczego szczególnego do czasu powrotu do mieszkania, kiedy z soczystym kurwa jego mać zauważył plamę na
koszuli. Nie myśląc o tym za długo, wrzucił koszulę do pralki, nastawił
odpowiedni program – z zimną wodą, tak jak uczyła go mama – i położył się na
steranej wersalce ze świadomością tego, że musi wstać za trzy godziny, żeby
zdążyć na zajęcia.
Trzy godziny później obudził się,
ziewnął, a kiedy zamykał usta, jeden z jego kłów przypadkowo przeciął dolną
wargę.
Od tamtego czasu jego życie, wbrew
pozorom, stało się dużo prostsze. Jako że nie spał, miał więcej czasu na naukę
i pracę. Nie jadł (chyba, że chciał) – więc miał więcej pieniędzy na czynsz, a
Grażyna przestała truć mu dupę co miesiąc, kiedy zazwyczaj błagał o dwa dni
zwłoki. Ulgą było też to, że cała gadka o tym, jak to słońce pali wampiry, okazała
się zwyczajnym bullshitem – wtedy zostałyby mu studia wieczorowe, a kto
chciałby studiować prawo wieczorowo.
So really, jedynym problemem było załatwianie sobie porcji krwi co kilka dni,
ale zdziwilibyście się, jak łatwo jest się wkraść do banku krwi raz na jakiś
czas – okna na górnych piętrach są czasem otwarte. Wystarczy wspiąć się po
rynnie i po sprawie.
(Oskar przy okazji kilka razy spadł
z rzeczonej rynny, ale przecież jest nieśmiertelny, a jego duma była już tak
posiniaczona, że było mu wszystko jedno.)
Czy gdyby o tym wszystkim wiedział,
chciałby zostać wampirem? Nie, raczej nie. Mimo wielu zalet, wolałby jednak
zostać śmiertelnikiem, w końcu kiedyś trzeba
umrzeć. Ale czy miał jakikolwiek wybór? Jak to często bywa w życiu… nie. Więc
zaakceptował swoją nową naturę, nauczył się nie kaleczyć wargi co ranek, i
truchtał przez życie jak zwykle, z tym że teraz lepiej nawodniony. I trochę
mniej zmęczony.
- Ja pierdolę – zaklął pod nosem
Oskar, kiedy upuścił kolejny papierowy kubek. Na chwilę zniknął pod ladą,
policzył do trzech, a potem wynurzył się i posłał klientce przepraszający
uśmiech. – Przepraszam, czasem wszystko leci mi z rąk.
- Nie
szkodzi. – Uśmiechnęła się w znany mu już sposób, który mówił Mogę już dostać moją kawę czy mam czekać na
Jezusa Zbawiciela? Sporo klientów tak na niego reagowało. Poza stałymi, ci
byli mili. No cóż. Oskar odwrócił się, żeby zrobić zamówienie, a przy okazji
wywrócił oczami. Może i był fajtłapą, ale bo to on jeden? Przypomniał sobie
wszystkie powieści o wampirach, w których istoty mroku były pełne gracji i
wdzięku, i ramiona zatrzęsły mu się ze śmiechu. Jasne, wdzięk i gracja, cały
on.
- Zapraszamy
ponownie. - Podał klientce jej waniliowe latte na odtłuszczonym mleku z
uśmiechem numer trzy, zatytułowanym Kończę
zmianę. Potem oddał stery Darkowi, który przyszedł pół godziny wcześniej, i
wyszedł, żeby złapać swój standardowy tramwaj – technicznie rzecz biorąc,
powinien mieć złe wspomnienia związane z tramwajami po tamtej feralnej
przejażdżce, ale tak szczerze, było mu wszystko jedno co się z nim teraz
stanie, tak długo jak pieprzony tramwaj nie wykolei się po drodze i zawiezie go
do jego kawalerki. Nie miał zbyt wysokich wymagań.
W mieszkaniu
pachniało kocią karmą, kuwetą, i piwem. Bez zapalania światła przeszedł do
kuchni i znalazł trochę Whiskasa, którego nasypał do miski. Chwilę potem dostrzegł
parę oczu wpatrującą się w niego z progu pokoju.
- Na co się
gapisz, wpieprzaj, Śmierdzielu. – Ach tak. Jego kot. Miłość jego życia.
Technicznie rzecz biorąc, nazywał się Hades, ale wszyscy wołali na niego Pan
Śmierdziel, i tak już zostało. Ten kot też był przypadkiem. Wlazł mu do domu i
więcej nie wyszedł – koty… Oskar nie miał wyboru, kupił trochę Whiskacza i
dokarmił bestię, a on się odwdzięczał siadając na ostatnim kawałku pizzy i
sikając koło kuwety. Będąc czarnym kotem z trzema łapami i naderwanym uchem nie
miał wielkich szans na adopcję, więc Oskar nigdy nie oddał go do schroniska,
chociaż była to kusząca perspektywa, zwłaszcza kiedy w środku nocy wdepnął
skarpetką w koci mocz i klął pod nosem.
Hades
łaskawie podszedł do miski, spojrzał na nią, potem na Oskara, po czym odwrócił
się i odszedł. Oskar zamknął oczy i policzył tym razem do siedmiu. Potem westchnął
głęboko i poszedł do pokoju, gdzie usiadł pod kocem z tomiszczem w ręku.
Egzamin sam się nie zda. Przewertował książkę, znalazł odpowiedni rozdział, i
zaczął czytać.
Prawo
wciągnęło go na tyle, że nie usłyszał kartki wsuwanej pod drzwi ani pospiesznych
kroków w sieni.
Matko święta!
OdpowiedzUsuńW głowie ma tysiące myśli i sam nie wie, od czego zacząć.
Dawno żadne opko mnie tak nie wciągnęło, serio!
Piszesz tak lekko, swobodnie, przez co czyta się płynnie i tak... przyjemnie i lekko. xD
Jezu... Wampir, student prawa, akcja dzieje się w Polsce... Matko, Jezu, Boże...
Nie wiem, czemu ci tak słodzę, nienawidzę słodzić ludziom, nie trawię przesłodzonych komci, nie lubię pisania super rozdział, wpadnij do mnie... Lubię pisać długie komcie na 2 strony A4, w których wypisuje błędy i komentuję każdy fragment. A tutaj... Po prostu chcę czytać dalej i zachwycam się. :o
Czemu to jest takie krótkie???????????? Chcę ciąg dalszy.
Komć na poziomie gimbazy, ale to nic. </3
W ogóle czemu nikt tego nie czyta???
Pozdrawiam, syri
Napisz mi jak będzie nowy rozdział: lickanthronicon.blogspot.com
Czytam to kolejny raz i nie mogę się nazachwycać... <3
UsuńW ogóle mi nie przeszkadzają błędy. Wow.
WOAH. Cudne naprawdę
OdpowiedzUsuńPisz dalej proszeee
EJ. Dopiero teraz zauważyłam że rozdział dodany był dwa miesiące temu. Co to ma być.
OdpowiedzUsuńTO BYLO ZAJEPICKIE Ok. Poproszę następny albo cię znajdę i dam wpierdol.
Nie żartuję.
Przybywam z katalogu.
OdpowiedzUsuńZwykłam omijać opowiadania o wampirach szerokim łukiem, bo kojarzą mi się głównie z super przystojnymi panami krwiopijcami i ciapowatymi laskami, które się w nich zakochują mimo tego, że są groźni itede itede, ale jak przeczytałam, że nasz bohater jest studentem prawa i nie ma czasu na wampirzenie przez sesję przecież, to zaczęłam się zastanawiać nad tym blogiem. Koniec końców przylazłam i powiem, że mi się podoba. Lekki sposób pisania przetykany żartami naprawdę relaksuję i nawet śmieszy XD Rozdziały też nie jakieś długie, to co mi szkodzi.
Lecę dalej.
Ciekawe. Ostatnio zbyt często szukam blogów po nocach, bo zamiast spać czytam, ale warto. Bałam się, że będzie to kolejna historia i świecących wampirach, ale polski wampir brzmi ciekawie zważając, że lubię opowiadania osadzone w realiach polskiego życia.
OdpowiedzUsuńSama nie potrafię napisać takiej historii, ale no cóż...
Lece czytać następny rozdział.
Co tu długo mówić - świetny rozdział, nie ma się nawet do czego przyczepić. Bardzo lekki styl, który naprawdę mi odpowiada, przetykany takimi typowo polskimi akcentami - tu Grażyna, tu 'Whiskacz' (swoją drogą, skojarzyło mi się w pierwszej chwili z alkoholem...), no i oczywiście jaśnie pan student prawa. Bardziej polsko być nie mogło ;).
OdpowiedzUsuńLecę czytać następny rozdział (czemu tylko jeden? :( ).
Pozdrawiam cieplutko.