Bycie
krwiopijcą miało kilka zalet, o których nikt nigdy nie wspominał, a powinien;
to, że nie potrzebujesz snu, to jedno, ale nikt nigdy nie mówił o tym, co to za
sobą pociąga, ergo, brak półgodzinnego etapu rozbudzania się, szukania po
omacku kubka z wczorajszą kawą, kryzysu egzystencjalnego, i macania głowy w
niemym pytaniu „co to ma kurwa być?”. Cóż, u Oskara oznaczało to brak
pierwszego i ostatniego, ale żebracy narzekać nie mogą, przyjmie i to. Tak więc
tego poranka wstał, potknął się o książkę, którą zostawił koło kanapy, wylał
odrobinę zimnej kawy na podłogę, a potem odepchnął stopą kota, który już pchał
się do małej kałuży, gotów uczynnie roznieść napój po podłodze całego mieszkania.
- Skaranie z
tobą, głupi kocie. Kiedyś cię oddam – stwierdził Oskar po raz setny, podnosząc
bestię, i kierując się do łazienki po ścierkę. Dopiero w drodze powrotnej, już
bez kota pod pachą, zauważył skrawek papieru przy drzwiach frontowych. Jego
pierwszą myślą było „cholera, drzwi są nieszczelne”, a zaraz potem „a czego się
spodziewałeś, czy cokolwiek w tym mieszkaniu jest szczelne?” Może powinien się rozejrzeć za lepszym miejscem… z
drugiej strony, przyzwyczaił się, nie bardzo było go stać na coś lepszego, a
włamywacze i tak nie mogli mu zaszkodzić ani ukraść niczego wartościowego
(śmiechu warte). Odłożył ścierkę na miejsce, a potem podniósł kartkę.
Papier
wyglądał na dość drogi, w każdym razie był lepszy niż jakikolwiek papier
jakiego Oskar dotykał; co w sumie nie oznaczało zbyt wiele. Zresztą, to nie
papier był najzabawniejszy: notkę napisano prawdziwym piórem i atramentem. Kto
w dzisiejszych czasach używa atramentu? Nie mogli wysłać maila? Treść liściku
była równie pretensjonalna. Coś o spotkaniu Wielkich Nieumarłych, dziś w nocy,
w katakumbach ze wszystkich miejsc, proszę się nie spóźnić, RSVP. Burzyński
zaśmiał się, zmiął kartkę, i wyrzucił do śmieci. Głupi żart, ot co. Zresztą,
tak jakby nie miał co robić o północy; czynsz sam się nie zarobi.
Z tą myślą
zebrał się szybko – karteczka pochłonęła kilka z jego cennych porannych minut –
i pobiegł na tramwaj, żeby dotrzeć na zajęcia.
- Wyglądasz,
jakbyś nie spał od miesiąca – szepnęła Kaśka, kiedy wsunął się na miejsce obok
zaledwie pięć minut spóźniony.
- Spieprzaj –
odburknął, i wyjął długopis i pojedynczą kartkę w kratkę.
- Ktoś tu
jest optymistą. – Kasia wskazała ruchem głowy na kartkę na jego stoliku. –
Wciąż masz nadzieję, że coś zanotujesz?
Oskar
prychnął cicho. – A myślisz, że gdzie mam rysować? – odszepnął. Potem sięgnął po
jej kubek z kawą i upił łyk, na co zaprotestowała i walnęła go w ramię. –
Cicho, kupię ci nową. I tak muszę ci coś opowiedzieć. Po zajęciach – dodał,
kiedy spojrzała na niego wyczekująco.
- No to mów
co jest – zaatakowała go Kaśka, jak tylko wyszli z sali wykładowej.
- Dostałem
zaproszenie do Loży Nieumarłych.
Dziewczyna
zatrzymała się w pół kroku, a potem dogoniła go, bo ani myślał zwalniać. – Że jak?
Oskar
wywrócił oczami. – Normalnie. Banda facetów, znaczy, w sumie nie wiem czy to
faceci… czy ja jestem seksistą? W każdym razie, jakaś banda popaprańców wysłała
mi liścik z zaproszeniem na jakieś rendez-vous w katakumbach o północy, że niby
jestem wybrany i te sprawy, czaisz. Sam nie wiem, czy to żart, czy ta banda
naprawdę istnieje i to oni są żartem.
- Musisz iść
– stwierdziła Kaśka stanowczo.
-
Popieprzyło cię? Pewnie obowiązują dramatyczne czarne peleryny, a ja mam
zmianę. – Oskar wcisnął guzik maszyny i ulubiona kawa Kasi popłynęła do
kubeczka.
- Wciąż śnię
o prawdziwej kawie w kawiarni – westchnęła. – Ale i tak uważam, że powinieneś
pójść. Może być zabawa, nawet jeśli to banda frajerów. Ile razy zdarzyło ci się
uczestniczyć w czymś takim?
- Zero, i
chciałbym to utrzymać. – Spojrzał na nią. – Jak tak cię to bawi, to sama idź,
zawsze to wymówka od nauki, nie? – zażartował, a już jutro miał tego pożałować.
Następnego
dnia historia się powtórzyła, pomijając rozlaną kawę, bo Oskar nauczył się nie
zostawiać łyka na dnie kubka. Znów dotarł na zajęcia tylko lekko spóźniony, i
znów usiadł obok Kaśki. Ta bez słowa podała mu kubek. Spojrzał na nią
podejrzliwie.
- A co ty
taka miła?
Kasia
uśmiechnęła się tajemniczo. – Poproś, to może ci powiem.
- Dobra,
dobra, daruj sobie te zagrywki z przedszkola. Coś mi wisisz? – spytał Oskar
zniecierpliwiony. To by było dziwne, bo zazwyczaj było na odwrót.
- Mam
randkę.
Oskar
spojrzał na nią ze zdziwieniem. – Serio?
Kaśka
prychnęła. – Przywaliłabym ci, gdyby nie to, że moja reakcja była podobna.
Problem z
Kasią był taki, że była zbyt ładna i przy tym zbyt pewna siebie. Ludzie albo
zakładali, że już kogoś ma, albo że jest zbyt ładna, żeby się nimi
zainteresować, a jeśli już ktoś się odważył, szybko odstraszała ich własnym
zdaniem. Oskar potajemnie cieszył się, że nie ma tego typu problemów – nie żeby
zależało mu na randkach. Ale gdyby tak było, miałby w życiu łatwiej niż ona.
- Poszłam na
ten twój zlot świrów…
Oskar
jęknął.
- Tak, tak –
uciszyła go Kaśka. – Nie wiem czy miałeś na myśli „nie powinnaś była, to
niebezpieczne” czy „cholera, nie masz co robić z życiem”, ale zgadzam się z
obiema wersjami. Anyways, poszłam, nad tym będziesz lamentować później, okazali
się być grupką popaprańców, i tak, peleryny były wszędzie, ale byli też bardzo
mili. Pytali o ciebie. Powiedziałam, że akurat byłeś zajęty – tu Oskar chciał
coś wtrącić, ale mu nie dała – bo byłeś,
ale że pewnie kiedyś się zjawisz, bo pewnie chciałbyś jakichś długozębych
przyjaciół, no nie?
Oskar
spojrzał na nią z odrazą. – Przyjaciół?
– powtórzył. Ugh. – Skąd ci to przyszło do łba? – Jakby nie miał wystarczająco
dużo problemów w życiu.
- Ile razy
mam ci powtarzać, każdy potrzebuje przyjaciół.
- Od tego
mam ciebie, nie możesz się wymigać.
Kaśka
uśmiechnęła się czule. – Jestem zaszczycona, ale może mógłbyś znaleźć kogoś,
wiesz… ze swoich.
Oskar
mruknął coś niezobowiązująco, co brzmiało podejrzanie podobnie do po moim trupie. – Co to ma do twojej
randki?
- Daj mi
skończyć. Robili te swoje rytuały i inne szurum-burum, pili krew z kielichów z
poprzedniej epoki, wyglądało to trochę jak u proboszcza na herbatce po
niedzielnej mszy, tylko w lepszym settingu i z krwią zamiast herbaty,
oczywiście. Sporo plotek o tym, co jakaś laska miała na sobie siedemdziesiąt
lat temu, te sprawy. – Kaśka wydawała się niemal znudzona, jakby bywała na
takich imprezach co tydzień. – Ale przy okazji rozmawiali też ze mną o nowszych
sprawach, no i jakoś tak wyszło, że mam randkę. – Wzruszyła ramionami, ale
widać było, że jest podekscytowana, chociaż dobrze to ukrywała.
- Okej.
Powiedz mi jedną rzecz: skąd wiesz, jak wyglądają herbatki u proboszcza?
- Oskar! –
walnęła go w ramię, a wykładowca spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, zanim
kontynuował wywód. – Nie drocz się! – dodała szeptem.
- Sama się
prosisz. A tak serio, ładna chociaż? – spytał Oskar, teraz naprawdę
zainteresowany. Nadal nie podobał mu się ten cały biznes z tajemniczymi spotkaniami,
ale może ktoś będzie coś z tego miał, kto wie.
Kaśka
wyglądała na lekko rozmarzoną. – Śliczna. No wiesz, jak na dwustuletnią babkę –
powiedziała szybko. – Czy coś koło tego. Nie pytałam o dokładny wiek, nie wiem
czy u kłów to nie jest jakieś faux pas.
Oskar
wzruszył ramionami. Nie znał się na wampirze etykiecie, nie należał do
fanklubów ani nic, więc nie miał gdzie się dowiedzieć.
- Mam
nadzieję, że wiesz co robisz – stwierdził tylko, kierując wzrok na wykładowcę.
Z boku usłyszał prychnięcie.
- Ja? Nigdy.